Główna Poczekalnia (8) Soft Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
👾 Zmiana domeny serwisu - ostatnia aktualizacja: 2025-07-22, 21:51
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 20:07

#seryjny morderca

WAMPIR Z WARSZAWY
JoSeed • 2025-07-10, 21:56
Warszawa w latach powojennych nie była przyjaznym miejscem. Jej lewobrzeżna część leżała w gruzach. Hitlerowcy dopilnowali, by na Żoliborzu, w Śródmieściu czy na Woli nie został kamień na kamieniu. Większość budynków zrównali z ziemią.
Nad ruinami jeszcze przez wiele lat unosił się smród spalenizny i trupi odór. W upalne dni wiatr wzbijał tumany ceglanego pyłu, które podczas deszczów zmieniały się w rzeki błota. Nie było kanalizacji, ani dostępu do czystej, bieżącej wody do picia.
Nieco lepiej sytuacja miała się na prawym brzegu Wisły. Powstanie na Pradze skończyło się szybko, toteż dzielnica, przynajmniej częściowo, ocalała z pożogi. To tu powstawały pierwsze urzędy, zarówno te miejskie, jak i państwowe. W podwórkach praskich kamienic i na ulicach kwitło powojenne życie.

Powojenna Warszawa była miastem wyjątkowo niebezpiecznym. Trwało w niej polowanie na żołnierzy AK, których nowa władza uznawała za zdrajców. Wśród cywilnych mieszkańców pełno było straumatyzowanych wojną mężczyzn, którzy nie wiedzieli, co ze sobą zrobić w czasie pokoju.
Te zagubione dusze łączyły się w bandy trudniące się napadaniem na przechodniów. Podnoszące się z wojennego koszmaru ulice przeważnie nie są dostatecznie oświetlone, co stwarzało idealne warunki dla kradzieży i rozbojów.
Przestępstwa były na porządku dziennym, a złoczyńców nie miał kto ścigać. Milicja Obywatelska była w powijakach. Brakowało jej sprzętu i odpowiedniej infrastruktury. Ludzie, którzy zgłaszali się do służby, sami nierzadko mieli już na koncie jakiś konflikt z prawem. Ich motywacja pozostawiała wiele do życzenia.

W takich warunkach kwitła przestępcza działalność wyjątkowo niebezpiecznego osobnika.

TADEUSZ OŁDAK.
Urodził się 22.07.1925 roku w powiecie radzymińskim. Kolejne klasy szkoły podstawowej powtarzał po 2-3 razy, edukację skończył na klasie IV.
Ojciec alkoholik, stosujący przemoc wobec bliskich. Tadeusz przyznał, że przygody z kobietami rozpoczął w 16 roku życia, głównie były to prostytutki. Na alkohol i rozrywki potrzebne były pieniądze więc kradł, co popadło.
W 1946 roku w czasie jazdy tramwajem, na stopniach pojazdu, mocno pijany Ołdak uderzył w słup mijany przez tramwaj. Upadł tak nieszczęśliwie, że koło pojazdu obcięło mu dwa palce u lewej ręki.
W 1948 roku rozpoczął pracę w firmie budowlanej oraz ożenił się. z Zofią. Jednak wkrótce w związku coś się zaczęło psuć.
Jak zeznawał później w czasie rozprawy:
- Podobała mi się. Lepiej nie mogłem dostać. Urodziła mi dziecko. Szybko jednak przestała mi odpowiadać fizycznie. Spotykałem się znów z prostytutkami. Ona chyba o tym wiedziała, bo zaraziłem ją syfilisem... Dużo wtedy piłem.

Wśród sąsiadów Tadeusz uchodził za człowieka spokojnego, nieco zgorzkniałego. On sam zaś uważał się za kogoś bardzo ważnego, szczególnego wybrańca, który będzie sprawował władzę nad losem innych ludzi, zwłaszcza kobiet.
Stąd może strój, który zawsze nosił w czasie ataków - zawsze był ubrany w wojskową bluzę polową oraz zniszczoną pelerynę. Na głowie nosił rogatywkę z orzełkiem. Przy spodniach pas z charakterystyczną klamrą z napisem Gott mit uns...
Ubranie zostało mu z pracy - 2 miesiące pracował jako strażnik w obozie pracy na Służewcu.


Jest to jedyne zdjęcie, jakie znalazłam - wycinek ze zdjęcia ślubnego.

MORDERSTWA

WALERIA Ł. (40 lat)
Kobieta nie miała łatwego życia. Była wdową i matką dwójki dzieci. Rozpaczliwie starała się zapewnić byt rodzinie, najmowała się więc do rozmaitych prac dorywczych. W godzinach wieczornych dorabiała jako praczka w prywatnych mieszkaniach.
6 kwietnia 1950 roku skończyła pracę późnym wieczorem. Chciała jak najszybciej wrócić do domu, do dzieci. Musiała w tym celu pokonać pogrążoną w ciemnościach ulicę Podskarbińską. Waleria nie lubiła tej trasy. Zebrała się jednak w sobie i ruszyła szybkim krokiem, myśląc o tym, że za chwilę będzie już bezpieczna.
Zwłoki znaleziono następnego dnia, rano. Na kompletnie zmasakrowanej twarzy widoczne były ślady obuwia. Na szyi liczne zadrapania i sińce. Odzież podarta. Ciało było obnażone, pokryte krwią. Pod pośladkami leżały kamienie - celowo umieszczone przez sprawcę, do jednego z nich przylepione były włosy Walerii.
Niedaleko ciała znaleziono pas wojskowy z charakterystycznym napisem na klamrze... Należał do sprawcy.

W czasie już przesłuchań Ołdak zeznawał:
- Mocno się podniecałem widokiem kobiet, ale miałem trudność w nawiązywaniu kontaktu i to mnie złościło. Po zabójstwie wróciłem do domu, żona nie spała. Spytała mnie, czy nie spotkałem po drodze matki, bo niedawno wyszła od nich. Gdy to usłyszałem opadłem na łóżko i płakałem, darłem włosy z głowy i gryzłem palce do krwi. Pomyślałem bowiem, że kobieta, którą zatłukłem kamieniem i zgw🤬ciłem to mogła być moja matka...

IRENA L. (24 lata) - ofiara przeżyła.
Atak miał miejsce 6.05.1950 roku na ul. Żymierskiej.
Ołdak zaatakował znienacka, bił kobietę po twarzy tak długo, aż straciła przytomność. Zaciągnał ją na pobliskie pole, tam podarł odzież i zgw🤬cił.
Gdy Irena doszła do siebie, siadł obok niej i rozpoczął rozmowę - o swoim życiu, o ojcu i perwersyjnych zachciankach. Zmusił kobietę by szła w kierunku jeziorka Gocławskiego. Tam ponownie ją zaatakował, powalił na ziemię, gryzł, bił pięściami, ponownie zgw🤬cił. Wyciągnął z kieszeni kawałek linki i zaczął dusić kobietę. Nie udawało mu się więc podniósł się w poszukiwaniu kamienia. Ten moment wykorzystała Irena - ostatkiem sił rzuciła się w wodę i zanurkowała. Odpłynęła od brzegu ciągle słysząc groźby oprawcy. Nad ranem, naga, dotarła do komisariatu milicji. Opisała co jej się przydarzyło, a także wygląd napastnika i opowiedziane przez niego historie. Zwróciła milicjantom uwagę na brak palców u lewej dłoni...

MARIA W. (20 lat)
7.05.1950 rok. Ofiara była panną, pracowała w sklepie WSS na Woli. Po zamknięciu sklepu poszła do koleżanki, u której była do godz. 22.00, a następnie tramwajem linii „24” pojechała na Grochów. Gdy do rana następnego dnia nie wróciła do domu, zaniepokojona matka udała się na poszukiwania. Od ludzi, których napotkała, dowiedziała się o znalezieniu w pobliskich ogródkach zwłok kobiety. Tam też poszła i rozpoznała w zabitej córkę.
Maria była bita, kopana, aż do utraty przytomności, następnie kilkakrotnie zgw🤬cona i uduszona. Jej odzież sprawca zabrał ze sobą.
Ołdak zeznawał:
- Wracałem z żoną do domu, zachciało mi się jakiejś kobiety. Skłamałem żonie, że idę na zabawę, na Gocławek. Zauważyłem ją na Żymierskiego, nie mogłem popuścić. Udusiłem ją i zgw🤬ciłem. Ubranie zabarałem ze sobą i sprzedałem następnego dnia.

BARBARA F. (18 lat). - ofiara przeżyła.
12.05.1950 rok. Późny wieczór, Barbara szła od kolejki elektrycznej. Czuła, że ktoś za nią podąża. W pewnej chwili mężczyzna doskoczył do niej, chwycił za szyję i pociągnął w las. Tam zaczął ją dusić, dopóki nie straciła przytomności.
Po odzyskaniu świadomości stwierdziła, że napastnika już nie było. Zauważyła brak odzieży, teczki z książkami, zegarka i butów. Samodzielnie dotarła do domu.

MODUS OPERANDI
- ofiary wybierał przypadkiem, żadnej nie znał,
- napaści dokonywał późnym wieczorem i w nocy,
- teren działania: Grochów - Gocławek - Saska Kępa,
- sposób pozbawienia życia ofiar - duszenie rękoma (zadławienie), raz sznurem (zadzierzgnięcie), uderzanie kamieniami,
- cechy nekrofilne - 1 i 3 ofiarę zgw🤬cił po śmierci,
- prowizoryczne ukrycie zwłok,
- nieudaolne zacieranie śladów,
- stan upojenia alkoholowego w trakcie dokonywania zbrodni,
- "wojskowy" strój.


ŚLEDZTWO

Milicjanci skupili się na odnalezieniu wszystkich lokatorów baraków, które przed wojną stały przy Jeziorku Gocławskim. W ten sposób namierzyli 48 letniego Józefa Ołdaka - inwalidę bez nogi, który poruszał się na wózku inwalidzkim ( o nim opowiadał Tadeusz w czasie rozmowy z Ireną). Mężczyzna miał dwóch synów: Jerzego i Tadeusza.
Obu wezwano na przesłuchanie. Jako pierwszy na komisariacie stawił się Jerzy. Było oczywiste, że nie jest mordercą, gdyż u jego lewej dłoni nie brakowało palców. Zapytany o brata potwierdził, że Tadeusz pracuje jako funkcjonariusz więzienny i faktycznie, jego lewa dłoń jest okaleczona.
Tadeusz nie zgłosił się na wezwanie milicjantów. Zamiast tego zaszył się w kryjówce, do której jedzenie i ubranie przynosiły mu matka i żona.
Przez 28 dni morderca ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Milicji udało się zidentyfikować miejsce jego pobytu dzięki przechwyceniu listów, które wysyłał do żony. 10 czerwca został zatrzymany w miejscowości Tchórznica w domu jego kuzyna Jana B. Początkowo udawał, że nie wie, z jakiego powodu został aresztowany, jednak po pewnym czasie dał za wygraną i przyznał się.

W czasie przesłuchania Tadeusz Ołdak zachowywał się normalnie. Nie przejawiał żalu czy skruchy. Popełnione przestępstwa opisywał tak, jak gdyby chodziło o rzeczy zwykłe, codzienne. Mówił o nich, pozwalając sobie niejednokrotnie na uśmiechy i żarty z pewną dozą cynizmu. ..

PROCES I WYROK
Proces rozpoczął się 29 stycznia 1951 roku. Ołdak nie przyznawał się do popełnionych zbrodni, zasłaniał się niepamięcią, stanem upojenia w czasie zdarzeń oraz urazem głowy, którego doznał w przeszłości.
Na wniosek obrony sąd powołał biegłych psychiatrów. Wezwani do oceny jego stanu zdrowia biegli stwierdzili, że w czasie popełniania przestępstw Ołdak całkowicie kierował swym postępowaniem, ponadto, że przejawia cechy psychopatyczne. Motywy jego przestępstw miały charakter patologiczny - zbrodnie dokonane były zarówno w celu zaspokojenia popędu płciowego jak i z chęci rabunku. Jednocześnie biegły zaznaczył, że nie stwierdził u oskarżonego żadnych zboczeń seksualnych.

Wyrok ogłoszono 31.01.1951 roku. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na karę śmierci. Ołdak zwrócił się do Prezydenta RP z prośbą o łaskę, jednak Prezydent decyzją z dnia 2 kwietnia 1951 r. odmówił zastosowania prawa łaski.
10 kwietnia 1951 roku o godzinie 20.20 Tadeusz Ołdak zawisł na szubienicy.
ZABÓJCY Z AUGUSTOWA
JoSeed • 2025-06-29, 17:19
Pod koniec lat 60. i na początku lat 70. w Augustowie i okolicach znajdowano ciała martwych mężczyzn, w większości były to ciała wyławiane z rzeki Netty, jezior i kanałów. Przypadki te były traktowane jako nieszczęśliwe wypadki, sekcje zwłok ujawniały wyraźne ślady utonięć, a u denatów wykrywano duże stężenie alkoholu. Na ciałach nie było wyraźnych oznak pobicia, zwłaszcza że przeważnie były w stanie rozkładu. Przy ofiarach znajdowano również niewielkie kwoty pieniędzy czy zegarek, trudno było podejrzewać zabójstwa na tle rabunkowym...

Czas i działania milicji ujawniły, że za zabójstwami stała tzw. BANDA TROJANKI:
Wiesława Trojan, Alicja Czajewska, Jan Wołyniec oraz Jan Dąbrowski.


KIM BYLI SPRAWCY?


WIESŁAWA TROJAN

przyszła na świat w 1949 r. Jej matka Irena była uzależniona od alkoholu. Aby zdobyć niezbędną do życia używkę, trudniła się prostytucją. Oddawała się nawet za butelkę piwa. Mała Wiesia od najmłodszych lat nasiąkała patologią. Jako pierwszoklasistka zupełnie nie radziła sobie z nauką i musiała zostać przeniesiona do szkoły specjalnej.
Ojciec dziewczynki (funkcjonariusz milicji) próbował zapewnić jej lepszą. Rozwiódł się z Ireną i wyjechał do Łodzi, zabierając ze sobą córkę. Posłał dziecko do szkoły krawieckiej, żeby nauczyło się zawodu. Wiesława nie skorzystała jednak z tej szansy - w niewiele ponad rok później porzuciła edukację i wróciła do matki, do Augustowa.
Pierwszym partnerem kobiety był jej własny wujek - Jan Dąbrowski... Miała dwoje dzieci, ojcami był Dąbrowski (starsze) oraz Wołyniec (młodsze dziecko).





JAN DĄBROWSKI

urodził się w 1940 roku. Podstawówkę ukończył z trudem, potem pracował jako robotnik niewykwalifikowany. Z każdej pracy zwalniany był dyscyplinarnie z powodu nadużywania alkoholu. Miał żonę, nad którą regularnie się znęcał, i dwójkę dzieci. W przeszłości planował karierę wojskową, ale został wydalony z armii ze względu na tendencje sadystyczne. Przejawiał agresję wobec młodszych kolegów. Bił ich i poniżał, aż w końcu zaczęli go nazywać Czarnym Szatanem.
Dąbrowski dużo czasu spędzał z Trojanką. Ich głównym zajęciem było picie wódki, a w międzyczasie zdobywanie na nią funduszy. Pewnego dnia, kiedy pieniądze się już skończyły, doszedł do wniosku, że jedynym sposobem na kontynuowanie libacji będzie okradzenie kogoś bogatego...





ALICJA CZAJEWSKA
( z domu Maciejewska)
urodziła się w 1950 roku, zdążyła wyjść za mąż w wieku 20 lat, jednak porzuciła małżonka, wybierając rozrywkowy tryb życia. Twierdziła, że wychodząc za mąż... pomyliła się. Była przyjaciółką Wiesi, poznały się w zakładach tytoniowych, gdzie przez czas jakiś obie pracowały. Podobnie jak Wiesława, Alicja również się prostytuowała i lubiła wypić.





JAN WOŁYNIEC
urodzony w 1948 roku, człowiek z tzw. marginesu społecznego, wielokrotnie karany, brutalny.
Był robotnikiem budowlanym, który przybył do Augustowa za pracą. Młody człowiek miał skłonność do kieliszka i spędzał dużo czasu w barze “Gastronomicznym”. Wiesława Trojan zakochała się w uchodzącym za przystojnego blondynie i już po dwóch dniach znajomości zaproponowała mu wspólne mieszkanie. Mężczyzna znęcał się nad kochanką, ta była jednak wobec niego bezwzględnie lojalna.





JERZY BENICKI

urodził się w 1949 roku, większość życia spędził z Warszawie. Do Augustowa przyjechał, bowiem poznał pewną kobietę i chciał do niej dołączyć. Niestety kobieta zmarła. Po jej śmierci podejmował pracę, jednak szybko nawiązał znajomość z Dąbrowskim i Wołyńcem.
Dołączył do bandy w 1970 roku, w czasie, gdy szef Dąbrowski odbywał karę za znęcanie się nad żoną.


MORDOWNIA

Cały półświatek ówczesnego miasta spotykał się w barze o nazwie "Gastronomiczny". Jednak nikt nie używał jego prawowitej nazwy, dla każdego była to Mordownia. Nasi bohaterowie również spędzali tam czas, m.in. wyławiając potencjalne przyszłe ofiary...





SPOSÓB DZIAŁANIA GRUPY
Dziewczyny miały za zadanie zagadywać i zapraszać do swojego stolika albo przysiadać się do innych. Typowali mężczyzn, którzy mogli posiadać więcej gotówki. Pijani panowie w ich towarzystwie wychodzili z knajpy. W umówionym miejscu czekała męska część grupy Trojanki. Bili najczęściej pięściami, ile tylko mieli sił. Zdarzało się, że tłukli swoje ofiary cegłami, butelkami i tym, co mieli pod ręką.
Ofiarami bandy padali wszyscy, których dało się oskubać. Przekrój społeczny był bardzo szeroki – od bezrobotnych, robotników i alkoholików, przez rolników, urzędników, kacyków partyjnych. Pijani i pobici nie mieli żadnych szans na przeżycie, tym bardziej, że kilku denatów grupa wrzuciła zimą prosto w przerębel. Cynizm i bezwzględność przywódcy grupy objawiały się m.in. tym, że kazał pozostawiać część pieniędzy w kieszeniach ofiar, zegarek lub element biżuterii, aby nie zachodziło podejrzenie o napad rabunkowy.

OFIARY

Morderstwa miały miejsce na przestrzeni kliku lat - 1967 - 1972.

1. Aleksander Fortuniewicz 66l.
2. Bronisława Fortuniewicz 64l.
3. Wenancjusz Stankiewicz 36l.
4. Franciszek Kalinko 56l.
5. Ryszard Zawistowski 38l.
6. Jan Sadowski
7. Stefan Turowski 29l.
8. Leszek Pretko 23l.
9. Wiktor S.

UPADEK

Oprócz podobnych okoliczności śmierci wszystkie morderstwa miały jedną wspólną cechę: w ostatnich godzinach życia ofiary piły alkohol w miejscowym barze lub restauracji „Albatros”. Śledczy w wyniku swoich działań i narastającej presji społeczeństwa zaczęli się przyglądać 4-osobowej grupie stałych bywalców tych miejsc. Śledczy owr dwie kobiety i dwóch mężczyzn nazywali grupą Trojanki - od nazwiska jednej z pań.
Zazwyczaj grupa siedziała przy osobnym stoliku i między kolejnymi kieliszkami wódki uważnie obserwowali resztę gości...

Zatrzymano obie damy (maj 1973rok).
Tuż po zatrzymaniu, Trojan i Czajewska zeznawały tak, jak wcześniej ustaliły z resztą grupy.. Z czasem jednak pojawiła się u nich skr🤬a, a przede wszystkim strach. Ucieczki spod szubienicy poszukały w szczerych zeznaniach.

Głównym świadkiem okazała się pani Trojan. Przerażona wizją kary śmierci zdecydowała się współpracować z organami ścigania. Wkrótce za kratkami wylądowała również reszta bandy. Mężczyźni szli w zaparte, twierdząc, że są niewinni. Po długim i wyjątkowo trudnym śledztwie prokuratura w Białymstoku postawiła całej piątce zarzut zabójstwa 9 osób i usiłowania dalszych 9 zabójstw.
Podejrzewano, że grupa Trojanki, jak ją nazywano, mogła ponosić odpowiedzialność również za inne morderstwa w okolicy Augustowa, jednak w tych przypadkach nie udało się znaleźć wystarczających dowodów winy oskarżonych.

PROCES

Wszyscy podsądni zostali zbadani psychiatrycznie. Specjaliści wykryli u każdego cechy psychopatyczne. Jednak każdy członek bandy był w chwili popełniania przestępstwa poczytalny.

Fragmenty zeznań panów:

Nie wiem, dlaczego Czajewska i Trojan mnie obciążają. Uważam, że po prostu kogoś kryją- utrzymywał Benicki.

[...]Ja wódkę piję tylko czasem, przy okazji. Gdy ktoś mnie raz, drugi zaczepi, nic nie zrobię, dopiero za trzecim uderzę. Nie jestem skłonny do awantur- twierdził Wołyniec.

– O zabójstwach, które są mi obecnie zarzucane, nic nie wiedziałem, mimo że przez cały czas mieszkam w Augustowie. Uważam, że jestem człowiekiem spokojnym, chyba żeby ktoś mnie zaatakował. Oskarżona Trojan obciąża mnie dlatego, że kogoś kryje, ale kogo i dlaczego – nie wiem - przekonywał z kolei Dąbrowski

Sąd Wojewódzki w Suwałkach wyrokiem z dn, 8 czerwca 1978 roku skazał:
- 37 letniego Jana Dąbrowskiego - na karę śmierci i pozbawienie praw publicznych na zawsze
- 29 letniego Jana Wołyńca - na karę śmierci i pozbawienie praw publicznych na zawsze
Wskazał jako uzasadnienie na ich wysoce naganny tryb życia, brak stałej pracy, nadużywanie alkoholu, utrzymywanie kontaktów z prostytutkami. Podkreślał, że ich działanie charakteryzowała bezwględność i okrucieństwo, a życie ludzkie nie przedstawiało dla nich żadnej wartości.
Zdaniem Sądu, nie istniała żadna realna szansa na resocjalizację obu skazanych i jako niebezpieczni dla społeczeństwa powinni zostać poddani eksterminacji.
Głównie Wołyniec wielokrotnie apelował, za pośrednictwem swego adwokata, twierdząc, że został obciążony kłamliwymi pomówieniami przez dwie współoskarżone prostytutki i psychopatki, zaś dowody zostały dopasowane do jego osoby.

- 29 letnią Wiesławę Trojan - na karę 25 lat pozbawienia wolności (wówczas najwyższa kara terminowego więzienia, Wiesława Trojan zagrożona była wyrokiem kary śmierci, ale za nieocenioną pomoc w śledztwie karę złagodzono)
- 28 letnią Alicję Czajewską - na karę 15 lat pozbawienie wolności
- 28 letniego Jerzego Benickiego - na karę 15 lat pozbawienia wolności.

13 listopada 1978 r. Sąd Najwyższy utrzymał wyroki w mocy. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski.
Wyrok na obu mężczyznach wykonano 18 października 1979 roku w więzieniu przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie.

Wiesława Trojan zmarła w Augustowie (po odbyciu całości kary) w 2010 roku.
Los pani Czajewskiej i pana Benickiego jest mi nie znany.
RĘCZNIKOWY MORDERCA
JoSeed • 2025-03-23, 15:43
Jakiś czas temu ktoś z Was, Sadole, wspominał o tejże postaci, zatem rzucę nieco światła na kolejnego polskiego seryjniaka...

TADEUSZ KWAŚNIAK


Nasz bohater urodził się 24 stycznia 1951 roku w Lądku-Zdroju. Niewiele wiadomo o jego wczesnym życiu, z rodzicami , Władysławem i Reginą nie był specjalnie związany., z ojcem popadał w ciągłe konflikty. Miał dwóch braci, którzy byli żonaci i prowadzili normalne życie.
W młodości Tadeusz nie potrafił nawiązać trwalszych relacji. Był typem samotnika. Uczył się przeciętnie, zdobył wykształcenie zawodowe, pracował jako cieśla. Jednak jego głównym zajęciem oraz źródłem dochodu były kradzieże.

Z wyglądu nie rzucał się w oczy. Był niepozornym brunetem o ciemnych oczach, mial 176 cm wzrostu. W 1982 roku złamał kość piętową, co było przyczyną jego specyficznego chodu.
Większość dorosłego życia spędził w więzieniu, za kratami spędził łącznie 12 lat.

PIERWSZY ATAK
20 kwietnia 1990 roku 10-letni chłopiec z Bytomia został zaczepiony przez nieznanego mężczyznę. Kwaśniak, pod pozorem odebrania zostawionej mu przez ojca dziecka koperty, wszedł za malcem do mieszkania przy ulicy Budryka. Tam zaczął dusić go ręcznikiem. Pierwsza próba morderstwa okazała się jednak nieskuteczna. Chłopiec udawał, że nie żyje i to uratowało mu życie... Gdy sprawca wyszedł z mieszkania, dziesięciolatek zwlekł się z tapczanu, zawiadomił o wszystkim rodziców, a ci - policję. Sprawca zabrał pieniądze, odzież, zegarki, ręczniki, kosmetyki i czekolady.
Na podstawie jego zeznań sporządzono pierwszy portret pamięciowy przestępcy.



PIERWSZE MORDERSTWO
7 maja 1990 rok - Radom. Jego ofiarą padł 10-letni Wojtek. Podobnie jak za pierwszym razem, mężczyzna dusił go ręcznikiem. Tym razem skutecznie. Martwego chłopca z ręcznikiem zaciśniętym na szyi znalazł jego starszy brat. Z domu zniknęły pieniądze i inne cenne rzeczy.


Wojtek

KOLEJNE ZBRODNIE
Grześ. 24 maja 1990 roku, Wrocław.
Godzina 11. Przy ulicy Buskiej, jedenastoletni Grześ zostaje zaczepiony przez mężczyznę, który - niby - przyszedł po pieniądze na kolonie, które ojciec chłopca zostawił w szarej kopercie w domu. Grześ zabiera mężczyznę do mieszkania, ten mówi mu, że przez jego ojca stracił pracę i musi go ukarać. Gw🤬ci chłopca. Leżącego na tapczanie – na brzuchu - dusi ręcznikiem. Zabiera pieniądze, walutę i biżuterię. Jakby mało było tragedii, dwa dni później wysyła z Warszawy list: "Zemsta!!! Czekałem 14 lat". Nie wie tylko, że chłopiec przeżył i potrafi go dokładnie opisać...





Sebastian. 31 maja 1990 roku, Szczecin.
Godzina 15.45. Ojciec znajduje zwłoki dziewięcioletniego Sebastiana. Chłopiec leżał na dywanie twarzą do podłogi, z zawiązanym mokrym ręcznikiem na szyi. Obok zwłok znalazł kartkę: "Zemsta wreszcie Z". Świadkowie, około godziny 12 widzieli w windzie mężczyznę, który pasował do poprzednich rysopisów. Z mieszkania zginęły prezerwatywy i klucze.


Sebastian

Krzyś. 6 czerwca 1990 roku, Kutno.
Godzina 15. Zwłoki dziecka w mieszkaniu znajduje matka. Krzyś leżał na brzuchu, a na szyi miał zawiązany mokry ręcznik. Sprawca zabrał pieniądze, złotą obrączkę, kosmetyki, kurtkę i kanapki przygotowane dla chłopca. Na lustrze w łazience, szminką napisał: "Zemsta". Tego dnia w Kutnie między godziną 7.15 a 7.50 policjanci zanotowali serię zaczepek chłopców idących do szkoły. Świadkowie widzieli, jak chwilę przed ósmą Krzyś i nieznany mężczyzna szli do mieszkania.

Łukasz. 18 czerwca 1990 roku, Oława.
Dziesięcioletniego Łukasza, z mokrym ręcznikiem na szyi, znalazła około godz. 14.30 jego siostra. Sprawca zabrał pieniądze, walizkę, biżuterię, odzież męską i klucze. Podczas sekcji zwłok w ustach chłopca znaleziono nasienie. Przy zwłokach była kartka z napisem "Nareszcie dokonałem oczekiwanej zemsty B". Ekspertyza wykazała, że tym razem pisała ją ofiara, a nie sprawca.

Rafał. 7 marca 1991 roku, Wrocław.
Około godziny 7.30, dwunastoletniego chłopca morderca zaczepił pod pretekstem oddania - koniecznie w mieszkaniu - listu od cioci z RFN. Zainteresowany telewizorem, kazał chłopcu szukać instrukcji, pieniędzy i biżuterii. Nagle zmusił go, by się rozebrał i wypił pół piwa. Drugie pół wypił sam. Potem brutalnie zgw🤬cił chłopca i... wyszedł. Była godzina 8.30.

Łukasz. 18 kwietnia 1991 roku, Sosnowiec.

Ta sama metoda, ten sam scenariusz. Zaatakowany chłopiec przeżył. Łukasz, mimo traumy po gw🤬cie, dokładnie opisał napastnika. Zapamiętał nie tylko brązową dyplomatkę, czarne spodnie, ciemną kurtkę ortalionową, ale także charakterystyczne białe adidasy. Przesadnie czyste sofiksy.

KRYPTONIM "ZEMSTA"

Portrety pamięciowe sporządzone dzięki dzieciom opublikowane zostały w mediach, w programie "997", pojawiły się też na przystankach i w taksówkach. Kolejnym krokiem było wyczulenie dyrektorów wszystkich szkół w Poznaniu na przypadki zaczepiania uczniów przez nieznanego mężczyznę. Policjanci przekazali im numer na komendę z poleceniem, by dzwonili od razu, gdy któreś z dzieci zgłosi niepokojący incydent.

Do ustalenia tożsamości zabójcy-pedofila przydały się również zeznania chłopca ze Zbąszynia. Tam 3 stycznia 1991 roku Kwaśniak dokonał tylko kradzieży. Chłopiec podając rysopis sprawcy, zwrócił uwagę na zabandażowany palec wskazujący lewej ręki, siniec pod lewym okiem i rankę na prawej skroni. Na policję zgłosił się również ojciec chłopca, którego 22 lutego zaczepił nieznany mężczyzna i wszedł do jego mieszkania...

22 kwietnia 1991 roku, godzina 8.30. Na komendzie trwa odprawa. Nagle policjanci dostają informację od dyrektorki Szkoły Podstawowej nr 6, że na osiedlu Rusa kręci się mężczyzna, który zaczepiał idących na lekcję uczniów. Chwilę później, kolejny telefon. Tym razem w parku osiedlowym, zauważa go kobieta. Mówi dyżurnemu, że mężczyzna jest podobny do tego, z portretu z "997". Komenda opustoszała. Na Rataje pojechali policjanci. Prywatnymi i służbowymi samochodami, po cichu. Bez syren.
Podejrzany spokojnie szedł osiedlową alejką. Policjanci zajechali mu drogę. Zatrzymanie było błyskawiczne., była godzina 10.45.

- Przez radio dostałem informację, że go mają. Czekałem na nich, ale i na niego. Miałem stanąć oko w oko z zabójcą dzieci, wyjątkowo brutalnym gw🤬cicielem, homoseksualistą, a jednocześnie człowiekiem, który potrafił wzbudzić zaufanie wśród ofiar, wykazując zadziwiającą łatwość nawiązywania kontaktów z dziećmi - wspomina Jerzy Jakubowski, prowadzący sprawę "Zemsta".

PRZESŁUCHANIE
Jak opowiada Jakubowski:
Na początku, Tadeusz Kwaśniak nie chciał się przyznać, udawał, że nie wie o co chodzi. Z czasem jednak pękł i zacząć szlochać. Gdy się uspokoił powiedział: - Tak, panie naczelniku, zabiłem paru chłopaczków, ale jestem teraz zmęczony i proszę o przerwanie przesłuchania. Jutro będę zeznawać. Po spisaniu wstępnych zeznań, zatrzymany trafił do aresztu na ulicę Młyńską. Następnego dnia, detalicznie z najdrobniejszymi szczegółami opowiedział o każdym włamaniu, gw🤬cie, zabójstwie. Wszystko to potem potwierdził przed prokuratorem. Był niezwykle precyzyjny także podczas wizji lokalnych w różnych miastach. Ta w Poznaniu odbyła się 16 czerwca, w niedzielę. O godzinie 6 rano, na ratajskim osiedlu. Dlaczego tak wcześnie? Policjanci obawiali się reakcji poznaniaków. Kilka dni później we Wrocławiu pobili go współwięźniowie w areszcie...






Kwaśniak nigdy nie wytłumaczył, co znaczyły napisy "zemsta" na miejscach zbrodni. Poza protokołem mówił, że to "przez ojca" i że "zemści się na nim jak wyjdzie z więzienia za 15 lat". Już wtedy wiedział, że ominie go kara śmierci. ..

KARA
Niestety, Tadeusz Kwaśniak nigdy nie stanął przed wymiarem sprawiedliwości i nie otrzymał zasłużonej kary. Powiesił się w swojej celi 24 lipca 1991 roku.
Został pochowany na poznańskim cmentarzu Miłostowo Śledztwo umorzono. ..
Grób mordercy istnieje do dzisiejszego dnia.


Zdjęcie z 2021 roku - wykonane przez Andrzeja Gawlińskiego.

Obowiązkowa lektura w temacie Kwaśniaka

WAMPIR Z MO
JoSeed • 2025-03-06, 19:56
Lata 80. były trudne dla Śląska. Ledwo wykonano wyrok na Zdzisławie Marchwickim, seryjnym zabójcy i gw🤬cicielu, znów zaczęły pojawiać się ciała. Zupełnie jakby mordował je zza grobu. Nic dziwnego, że wszystkie siły skupiono na odnalezieniu naśladowcy. A jednak cześć ofiar nie pasowała do schematu, a modus operandi sprawcy był zupełnie inny. ..

Mieczysław Zub urodził się 10 października 1953 roku. Mieszkał w Chorzowie i pracował jako milicjant. Na pozór był wzorowym mężem i ojcem, ale w rzeczywistości prowadził podwójne życie. W domu stawał się oprawcą. Jego żona wielokrotnie skarżyła się przełożonym na przemoc, jakiej doświadczała. Skargi żony nie spotkały się z reakcją przełożonych aż do momentu, gdy ich liczba stała się zbyt trudna do zignorowania. Zuba zdegradowano i przeniesiono do komendy w Rybniku, a wkrótce całkowicie wyrzucono ze służby za „wykroczenia dyscyplinarne”. To jednak nie powstrzymało jego eskalujących przestępstw.,,



PIERWSZE PRZESTĘPSTWA
Pierwszy udokumentowany atak Zub przeprowadził 29 listopada 1977 roku w Świętochłowicach. Jego ofiarą była 14-letnia dziewczynka, którą zaczepił na ulicy, udając troskliwego milicjanta. – Szła ze mną ufnie, bo wiedziała, że jestem funkcjonariuszem – wspominał później.
Zaciągnął ją do lasu, tam przewrócił, położył się obok niej i ręką zatkał jej usta. Zagroził pistoletem i kazał się rozebrać.
Czy pan mnie zabije?” – zapytała przerażona dziewczynka.
Nie, jeśli będziesz grzeczna” – odpowiedział.
Po wszystkim zapytał 14-latkę o stopnie i zaproponował, że odprowadzi ją do domu. Przerażona dziewczynka opowiedziała wszystko rodzicom, którzy zgłosili sprawę na milicję.

Milicja rozpoczyna śledztwo, sprawie nadano kryptonim "Fantomas".


Portret pamięciowy.

Mieczysław Zub podczas popełniania przestępstw miał na sobie mundur milicjanta, w takim przebraniu dokonał jeszcze kilku napadów na tle seksualnym na kobiety. Przełożeni Zuba widzą, że jego służba nie przebiega normalnie. Wkrótce został zwolniony w trybie dyscyplinarnym.
Na ponad dwa lata zawiesza swoją przestępczą działalność...

KOLEJNE OFIARY
Na przestępczą drogę powrócił we wrześniu 1980 roku. Zgw🤬cił wtedy młodą kobietę.
Rok później Zub dopuścił się pierwszego morderstwa. 19 listopada 1981 roku w Rudzie Śląskiej zgw🤬cił i udusił 19-letnią dziewczynę w ósmym miesiącu ciąży. Jak wspominał: – "Byłem pijany. Wciągnąłem ją do rowu, zgw🤬ciłem i udusiłem".
Na początku 1983 r. życie straciła kolejna młoda kobieta w Sosnowcu. Tym razem ofiarą nieuchwytnego Fantomasa padła 23-letnia Elżbieta. Do końca 1983 roku zamordował jeszcze dwie kobiety.
Morderca działał zawsze według tego samego schematu: napadał na kobiety w ustronnych miejscach, gw🤬cił je, a następnie zabijał, by nie zostawić świadków.

WPADKA
Na początku 1983 roku, w czasie kolejnego gw🤬tu, zgubił swą przepustkę, uprawniającą do wejścia na teren huty, w której niedawno znalazł pracę. Gdyby nie jego własna głupota i przypadek zabijałby dalej. Śledczy odnaleźli również legitymację ubezpieczeniową z danymi osobowymi, adresem i fotografią byłego milicjanta. Nie było mowy o pomyłce.
8 marca 1983 roku Zuba zatrzymano, a w czasie przesłuchania przyznał się do wszystkich popełnionych zbrodni.



PROCES I WYROK
Proces Mieczysława Zuba był pełen dramatycznych scen. Ogółem przed sądem wystąpiły 24 osoby pokrzywdzone, 39 świadków i kilku biegłych psychiatrów. Eksperci uznali, że oskarżony był poczytalny w momencie dokonywania czynów zabronionych.

W czasie rozpraw morderca zachowywał się wulgarnie, gwizdał, śpiewał i obrażał sąd. Po wprowadzeniu na salę rozpraw powitał sędziów stekiem wyjątkowo wulgarnych wyzwisk, a następnie stwierdził: „Zdrastwujtie towariszczi, możecie zaczynać”.
Pierwsza rozprawa nie trwała długo. Już na początku procesu zbrodniarz przyznał się do wszystkich zarzucanych mu morderstw. Zaznaczył także, że nie będzie udzielał żadnych wyjaśnień, bo „to nie ma sensu”. Powiedział też: „Lepiej powieście mnie od razu na rynku w Katowicach. Będzie szybciej”.
Resztę pierwszego dnia procesu spędził na gwizdaniu i głośnym śpiewie.
Tak było również przez wszystkie następne rozprawy, w trakcie których Mieczysław Zub przeklinał prokuraturę i sędziów, a także zdemolował kopniakami ławę oskarżonych, na której siedział. Skandaliczne zachowanie oskarżonego powodowało, że często trzeba było wyprowadzać go z sali sądowej.
Przyznał się do winy, ale winę zrzucał na alkohol. – Na trzeźwo nigdy bym czegoś takiego nie zrobił – twierdził.
Za cztery morderstwa i 13 gw🤬tów Zub został skazany na karę śmierci.

WYKONANIE KARY
W więzieniu Zub nadal pokazywał swoje agresywne oblicze, demolując cele i znęcając się nad współwięźniami. Konieczne było stosowanie dodatkowych kajdanek oraz izolacja. Dwukrotnie próbował popełnić samobójstwo. Pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem, ale 29 września 1985 roku skutecznie odebrał sobie życie, wieszając się w celi.
Strażnicy skomentowali jego śmierć lakonicznie: – Nie chciał czekać na kata...

Zainteresowanym osobą Fantomasa polecam pozycję Roberta Gawlińskiego
W dużej mierze korzystałam z tegoż źródła.

Znając Wasze preferencje temat powinien wzbudzić aplauz

A na poważnie... Jest to informacja o nigdy nie schwytanym, seryjnym mordercy gejów z Łodzi (nota bene - moje miasto).

Do tych makabrycznych zbrodni doszło u schyłku poprzedniej ery. W całym kraju można było odczuć nadejście zmiany ustroju. Nie inaczej było na ulicach przemysłowej Łodzi. Ludzie, którzy przez lata byli tłamszeni zgodnie z obowiązującym ustrojem, mieli już dość ukrywania swojej tożsamości i zaczynali domagać się wolności. Przez kraj przetaczały się strajki, a w dużych miastach pojawiły się nawet pikiety homoseksualistów. Rzecz nie do pomyślenia we wcześniejszych czasach...
W Łodzi do takich demonstracji doszło w centrum miasta. Osoby homoseksualne pojawiały się w rejonie: Dworca Łódź Fabryczna, parku Moniuszki, placu Dąbrowskiego, a także Domu Aktora z popularną niegdyś restauracją "Orfeusz". Ten obszar był miejscem kontaktowym, gdzie spotykali się miejscowi homoseksualiści, poszukując relacji z osobami tej samej orientacji.

Zabójca zaatakował po raz pierwszy we wrześniu w 1988 r.
Ofiarą był rencista Stefan W., który dorabiał handlem na Węgrzech. Do morderstwa doszło w domu ofiary, gdzie rencista zaprosił na randkę przyszłego mordercę. Jak ustalono podczas śledztwa, Stefan W. był duszony, pchnięty nożem w klatkę piersiową, otrzymał też kilka niegroźnych ran ciętych. Na koniec zwłoki zostały przygniecione meblościanką. Sprawca zabrał swojej ofierze magnetowid, aparat fotograficzny, dwa sygnety. Policję powiadomiła sąsiadka denata, którą zaniepokoił smród rozkładającego się ciała na klatce schodowej.

Drugą ofiarą zabójcy był Jacek C. przewodnik PTTK. Napastnik zaatakował go w jego mieszkaniu podczas randki w lipcu 1989 r. Przewodnik został uduszony ścierką kuchenną, wepchniętą głęboko w usta. Funkcjonariusze zastali zwłoki z rękami związanymi sznurkiem pakowym. Nogi miał skrępowane paskiem od spodni. Tym razem bandyta ukradł telewizor i pieniądze. Ofiara nie miała nic więcej cennego w domu. Większość pieniędzy przewodnik przeznaczał na zakup książek.

Kolejnym na liście zbrodni znalazł się Bogdan J., aktor teatralny. Zginął od ciosów ostrym narzędziem. Było to w listopadzie 1989 r. Liczne rany kłute były zadawane z taką wściekłością, że nóż przebił ciało mężczyzny na wylot. Schemat działania mordercy był taki sam jak wcześniej: towarzyszył mu alkohol, seks i na końcu kradzież. Tym razem sprawca zabrał magnetowid, kasety VHS, lornetkę, książeczki oszczędnościowe oraz złoty sygnet. Zginęło też kilkaset dolarów.

Śledczy mieli niełatwy orzech do zgryzienia. Morderca otrzymał pseudonim "z pikiety" – odnosiło się to do protestów homoseksualistów. Śledztwo trwało, gdy seryjny zabójca zaatakował ponownie — tym razem w lutym 1990 r. Zabił Andrzeja S. rencistę chorego na schizofrenię. Zadał mu liczne rany kłute nożem kuchennym ofiary. Zabrał telewizor, ubrania i pieniądze.

Kolejne zabójstwo nastąpiło w lipcu tego samego roku (1990). Tym razem ofiarą był Jakub M., rolnik. Został uduszony w lesie. Rolnik mieszkał z rodzicami, dlatego uprawiali miłość na łonie natury, gdzie mogli się czuć niczym nieskrępowani. Po wszystkim morderca zamaskował zwłoki ściółką leśną. On jako jedyny nie zginął w odróżnieniu od pozostałych ofiar w mieszkaniu. Policja już wtedy zauważyła też pewną prawidłowość: do wszystkich zabójstw doszło w miesiącach, które w swojej nazwie miały literę L...

W lutym 1992 r. zginął Jan D., właściciel smażalni ryb. Denat głowę miał obwiązaną przewodem elektrycznym, złamany nos, a zmarł na skutek urazów czaszki. Zwłoki zostały przykryte poduszkami i kołdrą. By zatrzeć ślady, morderca próbował bezskutecznie je podpalić. Zabrał magnetowid i notes z adresami, numerami telefonów i terminami spotkań. Ostatnią ofiarą był Kazimierz K. emeryt. Zginął w lipcu 1993 r. Zabójca zadał mu ciosy w głowę tępym narzędziem, emeryt miał też złamany nos, rozerwane nozdrza oraz naderwane ucho. Na ciele znaleziono liczne siniaki i otarcia. Zgon denata nastąpił przez uduszenie. Morderca zabrał radiomagnetofon, skórzaną odzież oraz nóż z kuchni.

Zanim zbrodnie nabrały charakteru serii, funkcjonariusze nie przykładali szczególnej uwagi do zabójstw w "wyklętym" środowisku gejów. Niektórzy nawet uznawali te zgony za usprawiedliwione, miały być "dopustem bożym" za życie wbrew "naturze"

Co ustalili śledczy?
Ponoć morderca posługiwał się imieniem "Roman". Gdy zabił po raz pierwszy, mógł mieć około 20 lat. Świadkowie zeznali, że widzieli mężczyznę krępej budowy ciała, był blondynem, z lekko falującymi blond włosami, o urodzie — jak to określali — łagodnej, wzrostu około 175-180 cm. Miał mieć też tatuaże w stylu więziennym – litery na lewej dłoni, kropki na grdyce i przy lewym oku. Według więziennego slangu, to znaki alkoholika, grypsera i skazańca, któremu nie zależy na wolności. Naoczny świadek, zamieszany w sprawę ostatniej zbrodni, który odbył stosunek seksualny z "Romanem" i przeżył, po kilku miesiącach zmarł na AIDS. Wcześniej zeznał, że "Roman" dużo opowiedział mu o sobie. Był rozgoryczony życiem. Miał być zgw🤬cony w poprawczaku w wieku 15 lat, sprawcą był jego wychowawca. Jako dorosły pracował w przemyśle włókienniczym, mieszkał z matką. Jego życie było beznadziejne — tak opowiadał o sobie.



Postępowanie trwało, setki osób składały zeznania, ale śledztwo nie przynosiło rezultatu. W końcu sprawa zabójstw w Łodzi została umorzona.
W rozwiązaniu zagadki nie pomagało nastawienie środowiska homoseksualnego do mundurowych, które od czasów PRL nie chciało współpracować z policją. A tajemniczy Roman? Rozpłynął się bez śladu...
Jeśli był chory na AIDS przed 1996 r., to ludzie zarażeni przez niego mieli niewielkie szanse na przeżycie choroby. Policja otrzymała kilka donosów, które miały doprowadzić do wykrycia mordercy. Był to jednak ślepy zaułek. Żaden sygnał się nie potwierdził. Sprawdzono dziesiątki tropów, przesłuchano setki gejów. Śledztwo stanęło w martwym punkcie, aż w końcu zostało umorzone.

Dlatego najbardziej prawdopodobna hipoteza zakłada, że seryjny morderca gejów od dawna nie żyje. Inna mówi, że na stałe opuścił terytorium Polski, lub przebywa w zakładzie karnym za morderstwo innego rodzaju.
W 2023 r. przedawniło się ostatnie morderstwo, którego miał dokonał "morderca z pikiety".

Żródło:
A.Lorenc "Morderca z pikiety", kronikidziejow.pl
13 żon, ponad 50 dzieci oraz około 30 ofiar - to bilans życia Ervina LeBarona, przywódcy sekty fundamentalistów, który nakazał zabijanie swoich przeciwników na podstawie doktryny religijnej zwanej pokutą krwii.

Ze względu na kontrolę, jaką miał nad swoimi wyznawcami był on nazywany mormońskim Charlesem Mansonem. Zainteresowani? Zapraszam Was zatem do wysłuchania kolejnego odcinka na Miejscu Zbrodni.

KLAUN - FILM DOKUMENTALNY LEKTOR PL
konto usunięte • 2017-11-30, 1:14
Film przedstawia prawdziwą historię seryjnego mordercy, człowieka, który porywał i mordował młode kobiety w bardzo brutalny i okrutny sposób. Na samym zabójstwie jednak się nie kończyło. Psychopata ten czerpał największą satysfakcje z późniejszej zabawy ze zwłokami.

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

 Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 5,00 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 3 miesiące. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem